Powróciwszy do blogowania po dłuższej przerwie, spowodowanej sprawami czysto technicznymi ( Blueconnect bezprzewodowy, z ograniczeniem transferu danych - czy ktoś tego jeszcze używa?:/) postanowiłam Wam pokazać co sobie nabyłam ostatnio w Oriflame.
Na zdjęcia nie załapał się jedynie krem do rąk o zapachu truskawek ze
śmietaną, bo nie tak dawno wylądował w torebce i zupełnie o nim
zapomniałam. W sumie w tym momencie wypadałoby się również przyznać, że
zostałam konsultantką tej marki, ale głównie dla samej siebie, ponieważ
za każdym razem kiedy przeglądam katalog mnóstwo produktów kusi, a
wiadomo, nie ma to jak mały rabacik. ;)
Poniżej seria Pure Nature i znany już pewnie nie jednej osobie olejek z drzewa herbacianego i rozmarynu oraz korektor wysuszający i maskujący wypryski. Oba produkty przeznaczone są do cery normalnej i tłustej, a stosowane punktowo mają za zadanie eliminować niedoskonałości skóry. Póki co jednak poczekają sobie u mnie na te gorsze dni. ;)
Krem Optimals Oxygen Boost, dotleniająco- nawilżający.
Prawda, że obiecujący w nazwie?
Oraz kapsułki z tej samej serii, sztuk 14, na całe dwa tygodnie kuracji. Po ich użyciu skóra ma wyglądać na dotlenioną i gładszą. Pomagają chronić przed zanieczyszczeniami ze środowiska. Oba produkty mają wysoką ocenę na forum Oriflame i oby się potwierdziła.
I na koniec coś, czego aż żal byłoby nie wypróbować za cenę ok. 4 i 2 zł. Czyli błyszczyk Liselotte Watkins oraz olejek na gorąco z kokosem i mleczkiem ryżowym.
A Wy mieliście do czynienia z którymś z wyżej wymienionych produktów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszelkie uwagi mile widziane. (: