wtorek, 29 maja 2012

Sandały z H&M.

Jako, że lato kalendarzowe mamy za pasem, a to w powietrzu odczuwam już niemal codziennie, z dużym, a może nawet wielkim opóźnieniem postanowiłam rozejrzeć się za letnią garderobą, w tym butami, a konkretnie sandałami. To jedne z tych rodzajów butów, które z przyjemnością przymierzam, mogę wziąć rozmiar mniejsze od tych jesienno- zimowych i mam gwarancje, że nie nabawię się odcisków po pierwszej lepszej przechadzce. Nie będzie to post o różnorodności wyboru, ponieważ wszystkie wybrałam z H&M i tylko trzy modele. Ale wszystkie trzy szalenie mi przypadły do gustu. Nie jestem fanką kupowania obuwia w sieciówkach typowo odzieżowych, ale w kwestii sandałów na płaskiej podeszwie robię odstępstwa. ;) Tym bardziej, że łatwo o znalezienie czegoś niedrogiego. Co było akurat jedną z przyczyn wyboru szwedzkiej marki, a także model buta trafiający w moje gusta oraz możliwość wyboru odpowiedniego koloru. 

Zdjęcia z www.hm.com

Wstępnie sandały mam już wyselekcjonowane, teraz tylko je dopaść, przymierzyć i się zachwycać. :) No i w kwestiach kolorów nie mam jeszcze 100% pewności. Co do pierwszego modelu z kokardką, przemawiają za mną bardziej te wielokolorowe. Model za 39.90 wybrałabym czarny, ponieważ brązowe sandałki już posiadam, natomiast te trzecie..  wolałabym raczej turkusowe, chociaż do wyboru jest też wersja czarna, której tutaj już nie umieszczałam. 


A Wam jak się podobają? Jacyś chętni się na nie znajdą? :)

Przy okazji posta, chciałam Was zachęcić do umieszczenia swojego bloga w katalogu blogów modowych i kosmetycznych Blogrolle.


Co sama zresztą uczyniłam, a raczej czynię starając się spełnić warunki blogrollowe podane na stronie. ;) Można tam znaleźć całkiem pokaźny spisik ciekawych blogów, a i jest szansa, że również naszym blogiem ktoś się zainteresuje.

wtorek, 22 maja 2012

Jak zdobyć rabat 30% na masła TBS.

Być może do wielu z Was ta informacja już dotarła, ale mimo wszystko postanowiłam się nią podzielić. Wiadomość z ostatniej chwili, dla wszystkich fanek maseł TBS i dla tych którzy być może dopiero nimi zostaną, ale cena ich odstrasza, a do przecen sezonowych jeszcze daleka droga. ;) Właśnie przeglądając sobie facebooka zobaczyłam post na tablicy od TBS Polska, odnośnie możliwości zdobycia rabatu 30% na wszystkie ich masła do ciała. Aby móc go zdobyć wystarczy: 

a) być fanem The Body Shop Polska na facebooku,
b) odpowiedzieć na jedno prościutkie pytanie z aplikacji Body Butter, do którego zresztą mamy podpowiedź. 

Po kliknięciu aplikacji ukazuje nam się taki obraz: 


A zaraz pod nim widnieje jedno pytanie, na które musimy udzielić odpowiedzi. Nawet jeśli jej nie znamy, możemy łatwo uzyskać do niej wskazówkę, klikając na jeden z kwadracików, którego dotyczy pytanie. Moje akurat dotyczyło orzechów brazylijskich, więc odszukałam odpowiedni kwadracik i już było wiadomo jakiej odpowiedzi udzielić!




 A tutaj mój wynik:


[ Wszystkie zdjęcia są zrzutem ekranu z fanpage TBS Polska na FB. ]


Dziecinnie proste! ;)

( Martwi mnie jedynie ta konieczność drukowania Vouchera, bo mi akurat drukarka sfiksowała, ale zobaczymy, może jakoś z tego wybrnę! )

Co do maseł.. Cena regularna w sklepie wynosi 65zł. Według moich luźnych obliczeń, 30% to jakieś -21zł od tej sumy =  ok. 44zł. Czyli tyle samo co masło tygodnia w promocji. Ale, ale.. masło tygodnia mamy zazwyczaj dostępne w jednym określonym zapachu, a tutaj możemy wybierać spośród wszystkich do woli, więc to się bardziej opłaca. :)

Enjoy!



sobota, 19 maja 2012

Lemon Sugar & Coral Reef.

Wczoraj moja znajoma konsultantka podrzuciła mi dwa lakiery z najnowszej oferty Avon. Zazwyczaj lakiery tej marki mnie nie interesują, ale tym razem w ofercie pojawił się nowy kolor o żółtym odcieniu, który mi chodzi po głowie już od dawna, więc postanowiłam go wypróbować, a w myśl promocji, weź jeden za 14.90 lub dwa za 19.90, dobrałam sobie do niego jeszcze odcień koralowy. ;)


Mając wgląd na zdjęcia katalogowe lakiery wydawały się ładne, ale ich stan rzeczywisty jeszcze milej mnie zaskoczył. Kolory są bardzo radosne i wprost wymarzone na lato! Sugar Lemon okazał się dokładnie takim jakiego oczekiwałam, nie za blady i zarazem nie za bardzo intensywny, taka przyjemna pastelowa cytryna.


Coral Reef natomiast, już znacznie odbiega od moich wyobrażeń i tego jaki odcień przypominał w katalogu, ale pomimo to również bardzo przypadł mi do gustu. Taki mocniejszy akcent z pewnością mi się przyda. A mocniejszy, bo być może na zdjęciu tego nie widać, ale jak dla mnie zahacza o wściekły różowy neon.


Oczywiście jeden z nich natychmiast wypróbowałam i efekt widoczny jest poniżej. Dwa krycia są koniecznością. Problemów z nakładaniem jakiś większych nie miałam, a wysycha także dość wzorcowo. :)


A tutaj z mistrzem drugiego planu. ;)


piątek, 18 maja 2012

Oriflame, małe co nieco.

Powróciwszy do blogowania po dłuższej przerwie, spowodowanej sprawami czysto technicznymi ( Blueconnect bezprzewodowy, z ograniczeniem transferu danych - czy ktoś tego jeszcze używa?:/) postanowiłam Wam pokazać co sobie nabyłam ostatnio w Oriflame. Na zdjęcia nie załapał się jedynie krem do rąk o zapachu truskawek ze śmietaną, bo nie tak dawno wylądował w torebce i zupełnie o nim zapomniałam. W sumie w tym momencie wypadałoby się również przyznać, że zostałam konsultantką tej marki, ale głównie dla samej siebie, ponieważ za każdym razem kiedy przeglądam katalog mnóstwo produktów kusi, a wiadomo, nie ma to jak mały rabacik. ;) 


Poniżej seria Pure Nature i znany już pewnie nie jednej osobie olejek z drzewa herbacianego i rozmarynu oraz korektor wysuszający i maskujący wypryski. Oba produkty przeznaczone są do cery normalnej i tłustej, a stosowane punktowo mają za zadanie eliminować niedoskonałości skóry. Póki co jednak poczekają sobie u mnie na te gorsze dni. ;)


 Krem Optimals Oxygen Boost, dotleniająco- nawilżający.  
Prawda, że obiecujący w nazwie?


Oraz kapsułki z tej samej serii,  sztuk 14, na całe dwa tygodnie kuracji. Po ich użyciu skóra ma wyglądać na dotlenioną i gładszą. Pomagają chronić przed zanieczyszczeniami ze środowiska. Oba produkty mają wysoką ocenę na forum Oriflame i oby się potwierdziła.


I na koniec coś, czego aż żal byłoby nie wypróbować za cenę ok. 4 i 2 zł. Czyli błyszczyk Liselotte Watkins oraz olejek na gorąco z kokosem i mleczkiem ryżowym.
 

A Wy mieliście do czynienia z którymś z wyżej wymienionych produktów?

poniedziałek, 7 maja 2012

Essie. A Crewed Interest.



 

 O ile na żywo z efektów jestem bardzo zadowolona i już dawno nie miałam tak ładnie  i estetycznie pomalowanych paznokci, o tyle mam wrażenie, że aparat jest przeciwko mnie i starał się uchwycić same niedoskonałostki;) Czasami zastanawiałam się jak ktoś może wrzucać zdjęcia aż tak niedopracowanych paznokci! A tu się okazuje, że jednak może. I ja też. Bo nagle dla mnie okazało się być sztuką sfotografowanie własnych. I co z tego, że wsmarowałam w dłonie tony kremu.. Moje skórki pozostawiają wieeeeele do życzenia. No i jeszcze jedna jak dla mnie trudna kwestia, jak zrobić porządne tego typu zdjęcie aparatem niskobudżetowym.. Rezultat mniej więcej taki:



Na zdjęciach warstewki mam dwie, bez przykrycia, ponieważ aktualnie nie posiadam. Jak widać pełen profesjonalizm;) A tak na marginesie, to moja pierwsza styczność z Essie. Wcześniej zawsze nam było jakoś nie po drodze.. a to trudna dostępność, mało przyjazna cena. No ale w końcu wpadła mi w ręce z berlińskiego DM'u prosto i myślę, że się polubimy, pomimo że paznokcie malowałam już 2 razy i pierwsze uczucia miałam mieszane. Konsystencja przyjemna, nie za gęsta, nie za rzadka, ale po raz pierwszy miałam do czynienia z tak grubym pędzelkiem, co w moim przypadku zdawało się utrudniać nakładanie, zwłaszcza na najmniejszym palcu;) Myślę jednak, że to kwestia przyzwyczajenia i z biegiem czasu nie będzie z tym większych problemów.



piątek, 4 maja 2012

Trochę nowości.

Ostatnio sporo u mnie się działo. Sporo nowostek i przyjemnostek, ale na moje nieszczęście aparat odmówił mi posłuszeństwa i nie mogłam nic zobrazować.. Dlatego teraz jak najszybciej postaram się nadrobić zaległości, żeby być bardziej na bieżąco. Ku mojej uciesze przybyły mi w kosmetyczce dwa produkty The Body Shop. A oto one:



Masło do ciała borówka amerykańska. Przeznaczone do skóry suchej. Ma miękką konsystencję i dobrze się rozprowadza, dużo lżejsze od np. masła migdałowego, które ciężej się rozsmarowuje i przypomina bardziej margarynę. Co wcale nie znaczy, że również go nie kocham;) Przepadam za tym zapachem, który bardzo długo utrzymuje się na skórze po aplikacji. Masło jest dość tłuste, dlatego trochę minut musi  minąć zanim przestaniemy się świecić i lepić. Ale za to skóra jest dobrze nawilżona.


Skusiłam się również na mgiełkę do twarzy z witaminą E, a ponieważ lato zbliża się wielkimi krokami, to taki nawilżacz na pewno mi się przyda. Mgiełka świetnie odświeża i pachnie różami. Ma w składzie m.in.: pantenol, lecytynę i glicerynę.

Przybyły mi także wcześniej wspominane kosmetyki Balei, w tym żel pod prysznic, mydło w płynie oraz mus do ciała, tutaj akurat ten ostatni:



Malinowy mus do ciała przeznaczony jest do skóry suchej. Mus z nazwy, a w rzeczywistości konsystencja jogurtu. Coś pomiędzy masłem a balsamem. Dobrze się rozprowadza, a moja skóra chłonie go jak gąbka. Nie powiem zapach malinowy przyjemny.

I na koniec taka oto wisienka na tym borówkowo- różano- malinowym torcie(;


Essie - A Crewed Interest, z wiosennej kolekcji 2012.
Niebawem na paznokciach mych.